Obiecałem trzecią odsłonę cyklu o etapach pracy copywritera/webwritera. I choć temat nieco się przeciągnął, z pewnością się nie zdezaktualizował. Dlaczego pierwsza wersja tekstu nie zawsze jest tą ostateczną, a poprawki + korekta to (niekiedy) większa część pracy nad tekstem?
W poprzednim odcinku…
Jeżeli trafiłeś tutaj bezpośrednio z wyszukiwarki, bo interesuje Cię zaplecze pracy copywritera lub poszukujesz content writera do zleceń na pisanie tekstów, zachęcam do nadrobienia zaległości:
-
Content marketing – ile zajmuje napisanie naprawdę dobrego tekstu?
-
Napisz tekst. A jaki? A dobry. Praca copywritera od zaplecza cz. 1
-
Od pierwszego znaku aż po kropkę nad i. Praca content writera cz. 2
Skończyłem na tym, że gotowy tekst zostaje wysłany do zleceniodawcy, ale czy na pewno jest już gotowy? Dużo zależy od jego rodzaju i poziomu merytorycznego. Zleceniodawca powinien wczytać się w treść i zaakceptować ją lub zgłosić uwagi.
Poprawki, korekty, zmiany, przebudowy
To nieodłączna część pracy webwritera. Nie da się napisać dobrego tekstu „z palca”, czyli wyklepując na klawiaturze luźną zbitkę myśli. Temat trzeba przemyśleć, opisać, wielokrotnie sprawdzić i nanieść niezbędne poprawki. Następnie artykuł powinien zostać przeczytany przez zamawiającego, który spojrzy na niego świeżym okiem i określi, czy odpowiada mu styl wypowiedzi, czy informacje merytoryczne są zgodne z prawdą i czy trzeba nanieść jakieś dodatkowe informacje (lub coś usunąć).
Copywriterzy różnie podchodzą do kwestii poprawek, ale w umowach najczęściej spotyka się zapisy o jednej do trzech darmowych korekt, o ile uwagi nie wychodzą poza wcześniejsze ustalenia merytoryczne. Oznacza to, że poprawki nie powinny być ciągłym i ciągłym dopisywaniem nowych treści, bo: „jeszcze to by się przydało”, „jeszcze o tym zapomnieliśmy”, „tu brakuje informacji o…” – takie zmiany w tekście zazwyczaj wyceniane są dodatkowo, bo to nadprogramowa praca. Natomiast copywriter, który w ogóle nie oferuje poprawek, bo uważa, że jego dzieło jest w 100% skończone już w momencie postawienia ostatniej kropki, hmm… No cóż, musi mieć wielkie cojones (albo niekończące się pokłady ego), bo nikt nie jest nieomylny.
Praca webwritera – z jakich narzędzi korzystać podczas korekty?
Polecam przede wszystkim cztery:
-
Słownik synonimów – może być w wersji książkowej, może być w elektronicznej. Wszystko jedno. Słownik synonimów to podstawowe narzędzie każdego autora. Ja wiem, że „SEO”, ale powtarzanie po dziesięć razy tego samego słowa w jednym akapicie ani nie jest „SEO”, ani nie jest ładne.
-
Słownik interpunkcji – pozwala uniknąć większości błędów interpunkcyjnych. Sam nie uważam się za nieomylnego w tej kwestii, a interpunkcja jest moim słabym punktem, nad którym staram się sukcesywnie pracować. Słowniki i poradniki są w tym niezastąpioną pomocą.
-
LanguageTool – jako osobne narzędzie korektorskie lub wtyczka do edytora LibreOffice. Niezastąpiona (choć nie nieomylna) pomoc w korekcie artykułów.
-
Syntezator mowy – ale że co? Że syntezator mowy? Taki jak Ivona? Dokładnie taki. Pewnych błędów się nie widzi nawet po n-tym czytaniu. Taka ślepota na własne błędy jest udowodnionym zjawiskiem; właśnie dlatego w redakcjach i wydawnictwach zatrudnia się korektorów i redaktorów. Co więcej: nad artykułami do prasy i nad książkami zazwyczaj pracuje więcej niż jeden korektor, a i tak jakieś chochliki bywają przepuszczane. Syntezator mowy częściowo zastępuje korektę, gdyż niektóre błędy (np. literówki) łatwiej usłyszeć niż zobaczyć.
Czasami potrzebna jest profesjonalna korekta
Niektóre teksty wymagają głębszej korekty i redakcji. Prawda jest taka, że copywriter to nie redaktor i, chociaż musi trzymać wysoki poziom, to jednak nie jest nieomylny. Ba, obserwując grupy dyskusyjne dla redaktorów i korektorów, dochodzę do wniosku, że nawet wśród nich nie ma pełnej zgodności co do niektórych zasad pisowni. W każdym razie po napisaniu ambitnego tekstu dobrze jest oddać go korektorowi. Przynajmniej nikt się nie przyczepi, że „tu brakuje przecinka, co z ciebie za pisażyna*!!!111oneonene”.
*Zabawne jest to, że ci, którzy najgłośniej wypominają innym błędy, sami je popełniają.
Korekta, redakcja, serie poprawek, nanoszenie uwag… uff, czy to wreszcie koniec?
Stanowcze i zdecydowane: w zasadzie chyba tak. Spójrz jeszcze raz na napisany przez siebie tekst, zastanów się, czy to jest to, i ślij.
A co po akceptacji?
Jak to co? Wiadomo, że:
I to właściwie wyczerpuje temat pracy nad tekstami. Mam nadzieję, że pokazałem zarówno zlecającym, jak i co poniektórym autorom, że pisanie to nie tylko bezmyślne klepanie w klawiaturę, ale cały, niekiedy wielodniowy, proces twórczo-rzemieślniczy.