Niepoważne abecadło copywritera cz. 2

copywritera

Kontynuując wątek, przygotowałem kolejne hasła z cyklu „niepoważne abecadło copywritera”. Jeśli ominęła Cię część pierwsza, zapraszam do nadrobienia zaległości – abecadło część 1, abecadło część 3, abecadło cz. 4. Początek serii spotkał się z pozytywnym odbiorem, a ponieważ nie wszystkie tematy na blogu muszą być stuprocentowo poważne, kilka lżejszych wpisów będzie fajną odmianą.

F – Flow albo weny przyzwanie

Praca copywritera to ciągłe wzloty i upadki. Czasami wszystko idzie jak po grudzie, autor męczy się nad każdym słowem i przeklina dzień, w którym zdecydował się zarabiać na pisaniu. Innym razem (najczęściej, gdy w jego krew składa się głównie z kofeiny, ewentualnie innych używek, o czym jeszcze później wspomnę) autor czuje się Supermanem. Wydaje mu się, że jest najlepszym z najlepszych. Pozytywny Flow to stan pożądany, lecz ciężki do uzyskania. Pisanie to proces żmudny niczym rzeźbienie w granicie. Flow to nagły przypływ weny. Można wtedy pracować dzień i noc. Inną sprawą jest to, że po takim twórczym wzlocie najczęściej nadchodzi zejście i ciężko wydusić z siebie choć jedno sensownie brzmiące zdanie.

G – Google

„Google rządzi, Google radzi, Google nigdy Cię nie zdradzi” i tak dalej. Wszyscy znamy Google i prawda jest taka, że praca web writera kręci się wokół Google. Wyszukiwarka ta jest jednak bardzo kapryśna. Nie lubi, gdy karmi się ją chłamem i śmieciowym contentem. Niestety poszukując jakiejkolwiek informacji, najpierw trzeba przedrzeć się przez wysypisko śmieci, by dotrzeć do w miarę sensownych informacji. Od czasu wprowadzenia algorytmów, promujących wartościowe treści, coraz łatwiej trafić w pierwszej kolejności na wartościowe teksty, jednak w internecie wciąż panuje informacyjne śmietnisko.

H – Headline

Headline, czyli nagłówek. Właściwie miało być „pierwsze zdanie”, ale literka mi nie pasowała (a pod „P” będzie coś innego) niech więc pozostanie headline. Jak myślisz, co sprawia największą trudność podczas pisania? Pomysł? Research? Nie… Właśnie pierwsze zdanie. Kiedy już uda się przebrnąć przez początek, reszta najczęściej już pisze się „sama”, ale pierwsze zdanie to naprawdę coś okropnego. Nieraz powstaje wiele wersji pierwszych zdań. Autor siedzi, obgryza paznokcie, siwieje i wali głową w klawiaturę, byle tylko jakoś sensownie zacząć tekst. Nienawidzę pierwszych zdań – ten malutki fragment przesądza o tym, czy tekst zachęci do czytania, czy też nie.

A w kwestii nagłówków… no, nagłówek jak nagłówek. Musi być….

.INTERESUJĄCY!

I – Inwencja

Czyli to, czego często brakuje w tekstach. Czytałem już setki, jeśli nie tysiące odtwórczych, niczego niewnoszących artykułów. Pisanych dobrym, czasem nawet świetnym stylem, ale po prostu nudnych. Bez polotu i jakiegokolwiek pomysłu. Napisać można wszystko o wszystkim, ale niech to będzie przynajmniej interesujące. Nawet głupiego precla można napisać tak, żeby się go czytało dobrze (wiem, wiem, precle nie są do czytania i pisze się je w minutę – podobno). Dlatego drodzy autorzy i copywriterzy – trochę inwencji we własnych tekstach.

J – Jak napiszę to będzie

Podstawowy i bezdyskusyjny termin wykonania zlecenia. Copywritera nie należy pospieszać, bo im szybciej pracuje, tym większe głupoty wychodzą z tej pisaniny. Deadline? Jaki dedline?

copywriter

No dobra, nie ma tak różowo. Terminy zobowiązują i nie da się ich przeskoczyć. Niemniej warto pamiętać o tym, że więcej czasu to lepiej wykonana praca. Serio, nie da się napisać dobrego tekstu z palca. Prawda jest taka, że tekstu nie powinno się nigdy wysyłać zaraz po zakończeniu pisania. Powinien „poleżakować” przynajmniej 1 dzień (ideałem byłby tydzień, ale to niemal nierealne). Następnie autor musi spojrzeć na tekst chłodnym okiem i jeszcze raz poprawić to, co napisał. Dlatego zlecając coś z terminem „na wczoraj” miej świadomość, że nigdy nie będzie to tak dobre jak pisane z terminem na „za tydzień”.

K – Kawa (i inne używki)

Kawa to napój bogów, turbodopalacz i najlepsza używka, bez której jakakolwiek praca kreatywna byłaby niemożliwa. Czasami w moich żyłach płynie więcej kofeiny niż krwi. Niektórzy podobno stosują również inne używki (nie wiem, nie wnikam). Osobiście nie wyobrażam sobie pracy bez kubka dobrej kawy, ewentualnie YerbaMate i dymku z e-papierosa. Mówi się, że artyści często pracują na %%. No cóż, u mnie się to nie sprawdza. Może dlatego, że nie uważam się za artystę.