5 niefajnych rzeczy w pracy freelancera

freelancera

Źródło: http://pixabay.com/pl/mac-freelancer-459196/

W ostatniej notatce pisałem, jak to dobrze być freelancerem. Podałem siedem subiektywnych powodów, dla których warto porzucić etat na rzecz pracy na własną rękę. Jednak, żeby nie było tak kolorowo, dla równości rachunku należy wspomnieć o tym, co już takie przyjemne nie jest. Początkowo miało to być 7 punktów, aby zrównoważyć listę plusów, ale prawda jest taka, że nie znalazłem aż tylu powodów na „nie”.  

Wysokie koszty prowadzenia działalności lub brak ubezpieczenia

Wprawdzie wspominałem, że zaletą bycia wolnym strzelcem jest znaczna oszczędność pieniędzy, jednak to tylko jedna strona medalu. Każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą, co miesiąc musi odprowadzać prawie 1100 zł ZUS-u i podatki. Podatki uzależnione są od dochodów, ale Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie obchodzi czy w danym miesiącu zarobiłeś 100 zł czy 10 000 zł. Osoby rozpoczynające przygodę z własna firmą mają łatwiej, mogąc korzystać z preferencyjnych składek, ale to też się kiedyś kończy.

Oczywiście można pracować na umowach o dzieło i znaczna część freelancerów tak właśnie działa. Większy zysk, kosztem braku ubezpieczenia. Tu każdy sam musi rozważyć co się bardziej opłaca. Oczywiście jest mnóstwo sposobów na obejście ZUS-u i optymalizację podatkową, ale tym zajmować się nie będziemy.

W koszty trzeba również doliczyć reklamę i wszystkie inne wydatki, potrzebne do prowadzenia działalności. Na szczęście większość z nich można odpisać od podatku.

Więzień własnego mieszkania

Początkowo wydaje się to fajne. Móc pracować bez wychodzenia z domu – i rzeczywiście, nie da się zaprzeczyć korzyściom płynącym z takiego systemu. Nie trzeba dojeżdżać do pracy, można urządzić własne biurko według swoich potrzeb. Nikt Ci nie zagląda przez ramię… Czyżby? Jeśli masz rodzinę i ty jeden pozostajesz w domu przez cały czas, to wszystkie domowe obowiązki spadają na właśnie Ciebie – stajesz się kurą domową mimo woli. A o zaglądaniu przez ramię lepiej nawet nie wspominać.

Z drugiej strony jeśli mieszkasz sam, zaczynasz odczuwać skutki izolacji i braku kontaktu ze współpracownikami. Najlepszym rozwiązaniem jest biuro coworkingowe, które pozwala połączyć pracę freenalcera z możliwością kontaktu z innymi ludźmi. W biurze coworkingowym również łatwiej panuje się nad czasem – przychodzisz do pracy na 8 godzin, wychodzisz i zostawiasz wszystko za sobą. Działając tylko i wyłącznie w domu, cały czas jesteś „w miejscu pracy” – a to nie jest zdrowe.

Dobra organizacja to podstawa

No niestety. Praca wolnego strzelca nie jest dla ludzi, którzy nie potrafią zorganizować sobie czasu. Trzeba nauczyć się nad nim panować i oddzielać życie zawodowe od  prywatnego, by nie popaść w pewnego rodzaju pracoholizm (lub lenistwo). Jednak nie tylko o czas tu chodzi. Każdy kto prowadzi własna firmę wie, jak ważny jest porządek w papierach. Wszystko powinno mieć swoje miejsce, a każda transakcja musi być odpowiednio udokumentowana – w przeciwnym razie pogubisz się w tym wszystkim, a z pomocą przyjdą Ci miłe panie (panowie) z Urzędu Skarbowego, które za „niewielką” opłatą nauczą Cię trzymać porządek w papierach. Oczywiście można mieć od tego księgową ale zorganizowany freelancer może ogarnąć całą księgowość sam.

Niepewność dochodów

Pracując na etacie lub umowie zlecenie, mniej więcej wiesz, jakiej wypłaty spodziewać się 10-tego. To stały i pewny dochód. Nie ma co ukrywać, że to wygodne i bezpieczne. Takiej pewności nie ma, gdy pracujesz na własną rękę. I nawet nie chodzi o to, czy jesteś pracowity, czy leniwy. Po prostu nie zawsze są zlecenia. Z moich obserwacji wynika, że wzmożonego ruchu i naprawdę sporego wysypu zleceń można się spodziewać w okresie przedświątecznym (na około 1-2 miesięcy wcześniej). Natomiast w święta i po nich, rynek nagle zamiera. Człowiek się nudzi i z nerwów obgryza paznokcie, bo nikt się nie odzywa. A potem kolejny boom i nie wiadomo w co włożyć ręce. Tak to już jest. Dlatego freelancer, wiedząc o tym zjawisku, musi zabezpieczyć się przed „martwymi” miesiącami i zarobić odpowiednio więcej, zanim to nastąpi. W przeciwnym wypadku można mieć problemy z ciągłością finansową.

Dochodzi do tego również pewna kwestia psychologiczna. Wolny strzelec nie ma jednorazowej wypłaty 10-tego każdego miesiąca. Wykonuje zlecenie i po wykonaniu pobiera opłatę. Na papierze wychodzi na to, że zarobiło się „tyle i tyle”, co zupełnie nie koreluje ze stanem konta. Tak to już jest, że co się zarobi, to się na bieżąco wydaje. Dlatego (jeśli rzecz nie dotyczy jakichś drobnych, pojedynczych zleceń), preferuję płatności na koniec miesiąca. Pieniądze dokładnie takie same, ale psychicznie człowiek czuje się jakoś tak lepiej. Pozwala to efektywniej planować wydatki i nie ma się odczucia wiecznie pustego konta.

Brak płatnych urlopów

Tu nie ma się za bardzo nad czy rozwodzić. Pracujesz – masz dochód, nie pracujesz – nie masz. Niestety nie możesz liczyć na płatny urlop. Z chorobowym, macierzyńskim itp. też ciężko. Jeszcze jak prowadzisz działalność gospodarczą, to niby coś tam od ZUS-u dostaniesz, ale jak pracujesz tylko na umowach o dzieło, to musisz sam sobie zabezpieczyć pieniądze na wszystkie ewentualności.

I to by było na tyle. Praca freelancera ma swoje zalety i wady, jak każda inna – czy to na etacie czy na umowach cywilno-prawnych. Najważniejsze jest robić to co się lubi, a wtedy nie ma znaczenia umowa – pozostaje tylko satysfakcja zawodowa.

Jeśli macie coś do dodania, zapraszam do dyskusji w komentarzach.